Quantcast
Channel: życiowe zmagania » policja
Viewing all articles
Browse latest Browse all 5

Nie całkiem zabawny dzień

$
0
0

Wiele bym dała aby te wszystkie rzeczy nie wydarzyły się w moim życiu, począwszy od najmłodszych lat. Jednak z perspektywy czasu i paradoksalnie to wszystko przyczyniło się do tego kim teraz jestem , jakim człowiekiem jestem i co osiągnęłam, dzięki nabytej przez lata determinacji i dążeniu do celu.

Obudziłam się jak zwykle stosunkowo wcześnie, zbliżająca się jesień zaczynała dawać znać o sobie. Za oknem liście na drzewach mieniły się na złoto, żółto i czerwono w powietrzu unosił się zapach kończącego się lata. Stałam na balkonie i próbowałam złapać ostatnie promienie słońca, miałam przymknięte oczy i marzyłam o małym domku, spokojnym życiu i gromadce dzieci. Moje rozmyślania przerwał jak zwykle dźwięk telefonu. „Muszę zmienić dzwonek” – pomyślałam. Bo ten przypominał mi jeden z najgorszych okresów w moim życiu.  Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz, stary. „A ten czego znowu?” – zadrżałam, ani przez chwilę nie wierzyłam w jego nawrócenie, które można było usłyszeć  podczas naszej ostatniej rozmowy. Odrzuciłam połączenie ale jak zwykle nie dawał za wygraną. W końcu się złamałam. „Halo” – powiedziałam niepewnie. „Dlaczego nie zadzwoniłaś, że znalazłaś matkę?” – usłyszałam z drugiej strony. Nie ukrywam, że wprawiło mnie to w osłupienie, przecież nikt o tym nie wiedział. Tak mi się przynajmniej wydawało. Niestety stary miał niezły wywiad, do dziś nie wiem gdzie, skąd lub od kogo się dowiedział. „Nie muszę ci się tłumaczyć” – odparłam stanowczo. „Tak ci się tylko wydaje gówniaro. Mam z nią do pogadania i chcę wiedzieć gdzie teraz jest. U mnie też była policja i wypytywała. Niech mnie teraz twoja matka za to przeprosi” – mówił podniesionym głosem. Rozbawiło mnie to co słyszałam. „Ty nie odpuszczasz, prawda? Wydaje ci się, że nadal się ciebie boimy. Zrozum człowieku, ty nic nie możesz i do niczego nie masz prawa” – powiedziałam na wdechu, choć wiedziałam, że tymi słowami kopię sobie grób w postaci kolejnych pozwów do sądu itd. Ale co mi tam, miałam dość gnoja i on musiał mieć świadomość, że tak jest. „Daj mi do niej numer telefonu!” – kontynuował rozkazującym tonem tak jakbym przed chwilą nic nie powiedziała. „Mama nie ma telefonu i nie ma jej już dla ciebie i nigdy nie będzie” – skończyłam i się rozłączyłam. Dzwonił później jeszcze kilka razy ale nie odebrałam. Po kilku godzinach dostałam od niego sms a:  „Nie masz tu czego szukać. Nic nie jest twoje. Jeszcze pożałujesz!”  – „Boże! Jaki z niego prostak” – powiedziałam na głos po przeczytaniu wiadomości. A może mój stary na swój sposób szukał z nami kontaktu? Może się bał, bo zdał sobie sprawę z tego, że jest nikim i nic nie może? Nie wiem i gówno mnie to obchodziło.  Powinnam się już w sumie przyzwyczaić do zachowania mojego tatusia jednak każde spotkanie z nim, każdy kontakt lekko wyprowadzał mnie z równowagi. Z czasem coraz mniej ale zawsze. Teraz musiałam jakoś ogarnąć temat mojej nauki i egzaminów, zająć się powrotem mamy i jej sprawami.

Od rana postawiłam trochę na edukację a że studiowałam nauki polityczne to łatwo nie było, po godzinie dałam sobie spokój z obietnicą, że postaram się do tego wrócić wieczorem. Wybrałam dobrze znany mi numer telefonu do mojego policjanta. Odebrał praktycznie natychmiast, przedstawiłam mu obecną sytuację i powiedziałam, że chce odwołać zgłoszenie zaginięcia. „Ale to mama musi sama do nas przyjechać” – usłyszałam po drugiej stronie. Zatkało mnie i myślałam, że się przesłyszałam. „Słucham?” – powiedziałam niepewnie, licząc na to, że zaraz usłyszę sprostowanie. Mój policjant powtórzył jednak to co powiedział przed chwilą. „Ale pan ie rozumie. Mama jest w rozsypce, boi się policji, znajomych i rodziny. Tak naprawdę rozmawia tylko ze mną. Chce mi pan powiedzieć, że mam ją zabrać ze szpitala i przywieźć na komendę, żeby mogła odwołać swoje zaginięcie?” – mówiłam to ale sama nie wierzyłam w treść wypowiedzianego zdania. Usiadłam z niemocy jak usłyszałam twierdzącą odpowiedź. Mój drogi stróż prawa stwierdził, że jest od tego odstępstwo, gdyby mama była ubezwłasnowolniona. W głowie mi się kręciło od tych absurdów w końcu aby nie przedłużać tej i tak bezproduktywnej rozmowy, zaproponowałam spotkanie na komisariacie. Chociaż to zostało przyjęte z aprobatą, „dobrze niech pani przyjedzie, porozmawiam. Może uda się coś załatwić” – usłyszałam na końcu rozmowy. Nie czekając, choć bez entuzjazmu, zebrałam się i ruszyłam w drogę. Ledwo wsiadłam  do samochodu, znowu odezwał się mój telefon, dzwoniła znajoma ze studiów. „Jakaś miła odmiana” – pomyślałam. Włączyłam ją na głośnik i ruszyłam przed siebie. Rozmawiałyśmy o pierdołach już miałyśmy kończyć rozmowę, kiedy Lidka rzuciła „Powodzenia jutro na państwie i prawie” – poczułam się jakbym w sekundę przytyła 50 kg, przymurowało mnie do fotela, natychmiast sobie przypomniałam, że jutro mam jeden z gorszych egzaminów. „Dzięki, kochana” – zdołałam tylko tyle z siebie wydukać. „Tylko spokojnie, załatwisz co masz do załatwienia i będziesz dziobać” – myślałam. A na głos przeklinałam ile wlezie.

Podjechałam po raz kolejny pod dobrze znany mi budynek, miałam nadzieję, że już ostatni. Neon, który świecił się nad głównym wejściem miał przepalone literki J i A, zatem wchodziłam na komendę POLIC, nie wiem dlaczego ale mnie to rozbawiło. W biurze w którym urzędował mój policjant wszystko było po staremu, za każdym razem gdy tam wchodziłam odnosiłam wrażenie, że nic się tu nie zmieniło od dwudziestu lat. Wszystko było jak na starych filmach. Duże, biurko z podrapanym blatem. Krzesła, które dawno już nie pamiętają czasów swojej świetności i nadawały się tylko do lamusa, strach było na nich siadać. Betonowe szare parapety i cudowna farba olejna na ścianach w kolorze kremowym. Nieodzownym elementem wystroju była paprotka, wiecznie zielona, więc chyba ktoś o nią dbał. Delikatnie usiadłam na krześle, które ostrzegawczo zaskrzypiało pod moim ciężarem. Policjant jeszcze raz przedstawił mi formułkę. „Wie pan co?” – zaczęłam. „To jest jakiś absurd. Ja w tej chwili oświadczam panu, że moja mama się nie znalazła. I co?”. Przyglądał mi się przez chwilę i odniosłam wrażenie, że nie wie co powiedzieć. „Ale pani nie może” – wydukał w końcu. „Może i nie mogę ale mówię. Pan ma niezamkniętą sprawę, statystycznie źle to wypada. Bo ja mamy tutaj nie przywiozę. Nigdy!” – skończyłam. Byłam bardzo opanowana i czekałam na jego ruch. W końcu wstał z krzesła, przeprosił mnie i wyszedł. Czekałam jakąś chwile na jego powrót, zdążyłam w tym czasie dodzwonić się do zakładu pracy mamy i podyskutować z miłą panią o tym jakich teraz formalności mam dopełnić aby wszystko zakończyło się pomyślnie dla mamy. Na szczęście chociaż  tam nie było tak źle, wystarczyło zaświadczenie z policji o odnalezieniu mamy i zwolnienia lekarskie. to wszystko było w mojej gestii i do załatwienia. Wszedł mój pan policjant z uśmiechem na twarzy, zadowolony z siebie jakby co najmniej przed chwilą uratował komuś życie. „Jest wyjście z sytuacji” – powiedział, nie ukrywając swego zadowolenia i podał mi czystą kartkę papieru. „Niech pani pisze. Ja…. oświadczam, iż dnia…” – podyktował mi treść pisma jakie mam stworzyć w związku z okolicznościami odnalezienia mamy. Jak się bowiem okazało, problemem nie było to, że ja nie mogę tego odwołać, tylko to, że nie ma takich druków, które załatwiłyby sprawę. No to już mnie rozbawiło maksymalnie. Na szczęście mój bohater, znalazł wyjście z sytuacji. Gdyby mi wcześniej powiedział, że problem tkwi w druczkach, sama bym mu zaproponował takie rozwiązanie, no ale przynajmniej mógł się chłopak wykazać.  Gdy się z nim żegnałam, zaskoczył mnie kolejny raz tego samego dnia. „Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło. Proszę życzyć mamie powrotu do zdrowia. A teraz kiedy już wszystko się wyjaśniło umówi się pani ze mną?” – skończył i wyglądał na zawstydzonego. Nie ukrywam, że trochę mnie zamurowało ale jakoś musiałam się do tego odnieść. „Dziękuję. Jest mi bardzo miło ale ja mam męża” – odparłam w końcu. „Ale mi pani mąż nie przeszkadza” – wypalił już dużo śmielej. ” Mi mój mąż też nie przeszkadza bo gdyby tak było to by nim nie był” – odrzekłam z uśmiechem, życzyłam mu powodzenia i opuściłam jego biuro, pozostawiając zdziwionego policjanta samemu sobie. Rozbawiła mnie ta cała sytuacja na komisariacie, pomimo iż nie szłam tam załatwiać śmiesznych, prostych czy zabawnych spraw. Z tak poprawionym nastrojem postanowiłam zadzwonić do szpitala do mamy na szpitalny telefon. Niestety pani, która odebrała powiedziała, że rozmowa z mamą nie jest możliwa bo mama jest na badaniach. Postanowiłam zadzwonić później, chciałam do niej jechać ale musiałam się pouczyć, jeśli jutro miałam podejść do jakiegokolwiek egzaminu.

Późnym popołudniem siedziałam obłożona notatkami, książkami i różnego rodzaju mądrymi karteczkami. Na stole stała duża filiżanka gorzkiej, mocnej i czarnej kawy. Już sam jej zapach sprawiał, że chciało mi się żyć, może mniej uczyć ale skoro już siedziałam z tym całym bałaganem to postanowiłam chociaż trochę poczytać. Po paru godzinach zaczytywania się w publikacjach prof. Adama Łopatki, postanowiłam sobie zrobić chwilę przerwy i zadzwonić ponownie do mamy. Tym razem musiałam próbować kilka razy, bo albo ktoś odebrał i zapomniał zawołać mamę albo nikt nie podnosił słuchawki. W końcu mi się udało. „Mamuś, jak się czujesz?” – zaczęłam. Po drugiej stronie usłyszałam jakieś dziwne dukanie, to był głos mojej mamy ale nie mogłam zrozumieć co do mnie mówi. „Mamo, co się dzieje?” – zaczęłam gorączkowo dopytywać. cały czas słyszałam to samo. Brzmiało to tak jakby miała związane usta, bądź jak by była pod wodą. Nagle połączenie zostało przerwane. Było już późno, obawiałam się, że jak dojadę na miejsce już i tak mnie nie wpuszczą do szpitala, który był ogrodzony płotem a jego bram strzegli wartownicy. Zaczęłam gorączkowo wybierać numer telefonu do dyżurki pielęgniarek. Po krótkim streszczeniu sytuacji pani, która odebrała powiedział „Proszę się nie martwić, mama dostała leki i poszła już spać. Zapraszam jutro” – po tych słowach prawie natychmiast się rozłączyła. „Co ja zrobiłam?” – pomyślałam. „Co oni jej tam podają?” – postanowiłam z samego rana pojawić się w szpitalu. Może i wiedziałam, że w takich szpitalach nie leczy się gruźlicy ale do tamtego dnia nie wiedziałam jakie praktyki są tam stosowane aby mieć spokój z pacjentem. Tego wieczora już się nie uczyłam, zastanawiałam się czy na pewno dobrze zrobiłam proponując mamie taka formę pomocy…

KAMA


Viewing all articles
Browse latest Browse all 5

Latest Images